Andrzej Duda wybierając Tallinn na cel swojej pierwszej oficjalnej wizyty jako głowa państwa polskiego dał sygnał, że jako kraj mamy ambicje przewodzenia regionowi i dołączenia do europejskich liderów. Szkoda, że po wizycie w Berlinie możemy zweryfikować ten sygnał negatywnie.
Przez prawie dwa lata mieszkałem w połowie drogi między Rondem Daszyńskiego a Placem Zawiszy. Nadal brzydka, tzw. bliska Wola. Przy Placu Zawiszy kolorowy hotel, baraki, szmaty wielkopowierzchniowe. Dalej na północ słynna Karczma, Statoil, centrum meblowe, szare budynki RWE i na mecie metro otoczone połyskującymi biurowcami. Wszystko obecny lub przyszły plac budowy.
Im dalej na wschód tym atmosfera robi się bardziej gęsta i gorąca. Miasta kipią i duszą się spalinami wypluwanymi przez zdezelowane samochody, promieniami wysoko zawieszonego słońca, ciężkim powietrzem niesionym znad pustyń Azji i powiewami wspomnień, w których mieszają się wojny, zatargi i przedziwne historie.
Zrozumienie Słowacji – zdefiniowanie jej tożsamości i pojęcie mentalności – to nie lada wyzwanie. Nie tylko dla obserwatorów przyglądających się temu państwu zza miedzy, ale również dla samych Słowaków. Pomimo, że słowacka tożsamość to zagadnienie niezwykle delikatne dla mieszkańców podnóża Tatr, to jeden z nich – Rudolf Chmel – wnikliwie mu się przygląda, a często wręcz dekonstruuje.
Nowa premier Ewa Kopacz składając dziś przysięgę wypowiedziała słowa „dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem” (art. 151 Konstytucji RP). Konstruując swój rząd Kopacz kierowała się jednak nie dobrem Ojczyzny i obywateli, a interesem partyjnym.