Igraszki słowami

Od jakiegoś czasu sporo czytam (pomijając codzienny szum informacyjny), ale w tym czytelnictwie poruszam się jak po sinusoidzie – raz coś z wyższej półki, raz z niższej. Są tytuły, które wieszczą rychły koniec i odbarwiają świat (nie polecam zaczytywać się w takich, ale jak już trzeba to należy dozować je sobie w tramwajach i kolejkach!), są też takie, które jak dobry przyjaciel mówią „to już było, życie toczy się dalej, głowa do góry!”. Te ostatnie należą do moich ulubionych, bo nie mówią jak żyć odezwami, sloganami, manifestami, ale dają przykład z tego życia wzięty, czasem prozaiczny, a więc życiu najbliższy.

Późna wiosna i wczesne lato upłynęły mi właśnie na myśleniu i poszukiwaniu utraconego i zatraconego sensu w całym tym bezsensie i osieroceniu w codzienności. Zrobiłem przegląd podróży i przygód, przyjrzałem się raz jeszcze najsłodszym obrazom, spisałem kilka bezcennych chwil, by uchronić je przed zapomnieniem. Znalazły się też sytuacje, momenty, przygody nie do opisania, piękne, wielkie i ulotne, które mogłem tylko przeżyć i które mają znaczenie osobiste i intymne. Chwile zrozumiałe tylko dla mnie, bo „to właśnie w podróży jest okropne, że wszystko trwa tak krótko, iż wreszcie trudno się jest połapać, co było snem, co rzeczywistością, co jest marzeniem, a co przypomnieniem pewnego faktu”.

„I gdy wśród ciemnego upału odjeżdżał pociąg w nieznaną i czarną dal, zrozumiałem, że nie można pisać o Włoszech, bo Włochy są naprawdę cudem. Że nie można słowami oddać ani żółtego nalotu na marmurach Rzymu ani bielistej pienistości marmurów Wenecji, ani błękitu wzgórz otaczających Florencję, który się o wieczorze zamienia w ametyst; zaledwie można poigrać słowami (…).”

Jak każda podróż, każda życiowa przygoda również musi się skończyć, by uświadomić odpornemu i ślepemu podróżnikowi dnia codziennego jej piękno. Podsumowanie, spowiedź, rachunek sumienia i zamknięcie rozdziału. Ach, chyba jestem kolekcjonerem-sentymentalistą.

Oba powyższe cytaty pochodzą z „Podróży do Włoch” Jarosława Iwaszkiewicza. Lektura tej książki towarzyszyła mi przy moim mętliku wspomnień, myśli i planów. Opowiadania, wspomnienia, nie porywają szaleńczą akcją i nie utrzymują w napięciu, a zainteresowania autora freskami i kaplicami nie licują z moim powierzchownym stosunkiem do tychże. Jednak solidarność podróżnicza do Włoch i wspaniałe słowa wyczytane między akapitami poświęconymi ich wielkiemu pięknu, były dla mnie wspomnianym książkowym przyjacielem. Odnalazłem w nich paralelę tak osobistą, że prowadziła mnie jak za rękę przez przemyślenia i zamyślenia.

W ostatnich miesiącach Włochy, gdzie schroniłem się przed naszą polską, szarą zimą, stanowiły dla mnie punkt odniesienia na skali prostoty i szczęśliwości życia. Z Sycylii wróciłem jakiś czas temu i wcale nie zostałem wyrwany z tej wyspy jak z letargu. Być może jak mitologiczna Arkadia, wyspa stanowi dla mnie odniesienie na poły rzeczywiste, na poły marzenie senne, zawieszone gdzieś pomiędzy niebem a ziemią.

„We live as we dream – alone” – to cytat z naszego-nienaszego Josepha Conrada vel Józefa Korzeniowskiego. Jakkolwiek na nie spojrzeć zawsze będą prawdziwe, bo to koncept szalenie prosty i przeszywający życie do szpiku kości, czy może raczej sięgający do głębi. Bez względu na to jak bardzo samotnie żyjemy czy śnimy, potrzebujemy inspiracji, by móc dalej to robić. Poszukując natchnienia dla swoich dalszych losów spisałem wspomnienia z Armenii, z gościny u pana Chaczaturiana, dla którego drewniana chata na skraju świata jest wszystkim. Odświeżyłem obrazy sprzed kilku lat, z domu, w którym pomieszkując nauczyłem się, że można być szczęśliwym idąc przez życie boso i mieszkając pod dziurawym dachem, byle było z kim.

Iwaszkiewicz natomiast, na ostatnich stronach swoich włoskich wspomnień, tylko podsumowuje: „(…) i minie nas świat, jak my go miniemy. Pociąg to czarny i samotny, pędzący w nocy, wiozący nas w ciemność, i cóż dziwnego, że czasem najbardziej zachwyci nas w nim szczegół, jak soczewka koncentrujący linie naszych przeżyć, drobny, nikły, niepozorny – słowem, piesek naczelnika stacji w Conegliano.”