Ile wart jest Krym?

Na Krymie właśnie zakończyło się wątpliwe referendum, ale los półwyspu został przesądzony dużo wcześniej i w zupełnie innym miejscu. Kreml postanowił „zainwestować” i zdobyć Krym. Pytanie czy ta „inwestycja” nie pociągnie go na dno.

93% z 80% ludności (tej uczestniczącej) za Rosją. Kampania wyborcza – od plakatów, przez karty do głosowania po wyniki typowo radzieckie. Liczenie głosów zapewne również zgodne z tym standardem. Trudno było spodziewać się innego obrotu spraw, jeśli organizację i misję obserwacyjną tego plebiscytu powierzono byłym kryminalistom i żołnierzom.

Teraz pojawia się kilka pytań – czy Putin wysłucha ostrzeżeń liderów krajów zachodnich? Czy ów liderzy wprowadzą w życie sankcje, którymi straszą Putina? Jaki będzie następny krok Putina na Ukrainie?

Chociaż między liniami wypowiedzi i samego Putina, i jego doradców, można doszukiwać się sygnałów łagodzenia stanowiska to trudno się spodziewać, że zrobi on krok wstecz, że zrezygnuje z Krymu. Człowiek radziecki, co więcej, człowiek KGB, nie cofa się, on ciężko będzie pracował na to, żeby to świat mu ustąpił. Można co najwyżej liczyć na krótką przerwę w destabilizowaniu całej Ukrainy, taką na łyk wody i popas, by z nową siłą i pomysłami podkopywać bratni kraj.

Może być oczywiście ciężko. Koszty operacji Krym/Ukraina są dla Rosji ogromne. Koszt operacji wojennej i „premii” separatystycznych władz półwyspu, nieunikniona pomoc humanitarna w przypadku odcięcia półwyspu od Ukrainy, dziesiątki miliardów dolarów wpompowane w obronę waluty (która i tak gruchnęła rozbijając historyczne dno), spadki kursów akcji i ich wartości w wyniku dewaluacji rubla, odpływ kapitału. To wszystko powoduje, że łączny koszt decyzji Putina liczyć należy w setkach miliardów dolarów.

Wypowiedzi liderów Zachodu pokazują, że kolejne sankcje i dalsze spadki na giełdach, dewaluacja i odpływ kapitału to tylko kwestia czasu. Jeśli Londyn, Berlin i Paryż we współpracy z Waszyngtonem będą wyjątkowo uparte, to Moskwa może zapomnieć o jakimkolwiek wzroście gospodarczym. Wg dr Katarzyny Wolczuk z Uniwersytetu w Birmingham, mechanizmy unijne wprawione w ruch działają dobrze i długo. Oczywiście sankcje będą miały jakieś reperkusje ze strony Rosji, ale będzie to jedynie oznaczało pogłębienie negatywnych skutków tej wojny dla samej Moskwy. To może Rosji wróżyć stagnację lub recesję w najbliższych kilku latach.

Są też koszty, które dużo trudniej oszacować, a które przez lata będą podkopywały pozycję Rosji w świecie. Utrata reputacji w oczach tzw. społeczności międzynarodowej wydawać się może nic nie znaczącym frazesem, ale z pewnością pociągnie za sobą ograniczenie inwestycji, niższe ratingi, dużą rezerwę przy podejmowaniu potencjalnej współpracy, a także działania na rzecz minimalizacji zależności od wymiany handlowej i surowców rosyjskich (te ostatnie składają się na połowę rosyjskiego budżetu, co znaczy, że każda przecena czy spadek popytu będzie dla Rosji dziurą nie do załatania).

Dlaczego Putin gotowy jest ponieść tak ogromne koszty? Z dwóch powodów. Po pierwsze, projekt pt. russkij mir jest wart dla niego każdych pieniędzy, bo przecież odbudowa dawnego imperium to jego życiowe marzenie. Jego wielcy poprzednicy o tak przyziemne kwestie jak koszty nigdy się nie martwili. Po drugie, bo mu osobiście bieda nie grozi. Przypatrując się „demokracjom prezydenckim typu wschodniego” trudno uniknąć skojarzeń z systemem feudalnym, w którym na kilku wybrańców pracowała cała, nic dla nich nie znacząca reszta ludności.

PS.
Dzisiaj koniec drugiej części zimowych igrzysk – paraolimpiady. Projekt Soczi 2014 kosztował 50 mld dolarów (w tym ok. 50% pożarła korupcja; szczegóły w video poniżej). Kto bogatemu zabroni?