Thanks for the memories

Tony, tony wspomnień. To już prawie dwa tygodnie odkąd jestem powrotem w Polsce, a także najwyższy czas żeby napisać coś o ostatnich miesiącach w Estonii, o samej Estonii, o Erasmusie, o pożegnaniach i o powrocie.

Zacznę od końca, tak będzie łatwiej. Już prawie dwa tygodnie jestem w Polsce i muszę powiedzieć, że z jednej strony dosyć szybko schodzę na ziemię, wracam do rzeczywistości, z drugiej bronię się przed tym. Jak wracam i jak się bronię? Wrócić musiałem szybko, bo eseje, bo egzaminy, bo tłumaczenie, bo projekt, bo muszę znaleźć mieszkanie i pracę w Warszawie. Moje życie znów nabiera prędkości. Z drugiej stronie bronię się przed tym – nie przejmuję się, spokojnie podchodzę do kolejnych zadań, generalnie jestem nadspodziewanie spokojny. Myślę, że ten spokój zabrałem ze sobą z Tartu. Muszę przyznać, że pomimo wszystko (imprez, popełnionych błędów, zrobionych głupot, lenistwa itd.) bardzo zmieniłem się – doceniam zupełnie inne cechy w ludziach, w otoczeniu, inaczej (spokojniej) patrzę na świat, dostrzegam i doceniam tysiące małych przyjemności wokół mnie. A i może żyję trochę wspomnieniami…

Miejsca, wspomnienia

“After one long year abroad, I am not concerned with „understanding” life, but instead am content to „love” it. I think that this is the most important revelation to me during this time and I am happy to share it with you.” – Sascha

W tym semestrze poza krótkim wypadem do Rygi, podróżowałem tylko po Estonii. Odwiedziłem ponownie Tallinn (z Sergiem i Saschą), Viljandi (z Kasią, Sergiem i Mattiasem), Pärnu i Saaremę (z Saschą) oraz Võru, Suur Munamägi i wsie wzdłuż Jeziora Pejpus. Wyjazd do Tallinna to wspaniła przygoda za sprawą moich towarzyszy podróży. Viljandi to wyjazd na stopa. Na Saaremę trafiliśmy późno, nie mieliśmy noclegu, ale trafiliśmy do wspaniałego baru, a w nim pracowała wspaniała kelnerka – Pille, parafrazując jedną z wiadomości Saschy, którą przysłał z podróży do Polski, mogę napisać: „Estonian women… Wow. This bar tender girl is stunningly beautiful. She looks like an angel from Haven. Ahhh. I want Her.” Zaproponowała nam pomoc, zawiozła nas do hotelu i już nigdy więcej jej nie zobaczyliśmy. Estonia to wspaniały kraj – niezwykle piękna przyroda, niezwykle długi zachody słońca i teraz białe noce. Estończycy to ludzie o bardzo pozytywnym nastawieniu. Szczególnie studiując w Tartu, dało się odczuć, że Estończycy chcą, aby obcokrajowcy wywieźli jak najlepsze wrażenia. I udało im się, bez najmniejszych wątpliwości.

Kilka słów o moim Tartu. Nigdy wcześniej nie doceniałem w takim stopniu życia studenckiego, jak w Estonii, a i z moich obserwacji wynika, że miejscowi studenci mają jeszcze więcej możliwości uczestniczenia w nim. To nic, że Uniwersytet Warszawski jest 3 razy większy niż Uniwersytet w Tartu, wypada blado w porównaniu z nim. Dni studenckie – piękne (koncerty, wydarzenia, pokazy itd.), ale nie tylko nimi miasto studenckie żyje. Mnóstwo koncertów, imprez, ciekawych miejsc (oczywiście proporcjonalnie do wielkości). W Tartu jest kilka miejsc, które będę dobrze wspominał. Tu warto zacząć od końca – bo w Zavoodzie kończyły się wszystkie imprezy i tu zawsze między 4 a 5 nad ranem rozbrzmiewała „Kodulaul”. A co przed Zavood’em? „Illusion Day”, czyli środa – w środku tygodnia często odwiedzaliśmy ów klub. Pomimo tego, że nikt nie darzył go specjalną sympatią, zawsze był pełen ludzi. W czwartki imprezy w Maailm – chyba najlepsze miejsce na imprezę, poza tym dobre jedzenie w ciągu dnia. Wcześniej, wieczorem Püssirohukelder (zwany też „Pussy”), czasem Trehv, Genialistide Klubi lub inne miejsce. W ciągu dnia kawa na Raekoja Plats lub w Noir, niemal zawsze ten sam kurczak w restauracji Kissing Students. Muszę też wspomnieć o kilku miejscach i obiektach w Tartu, które nadawały temu miastu barw. Chyba najważniejsze – Raekoja Plats (Rynek) wraz z fontanną „Całujących się studentów”, o której więcej wkrótce. Most, Kaarsild, po łuku którego zawsze wracaliśmy do domu. Emajõgi, to nad rzeką grillowaliśmy, chodziliśmy na długie spacery wzdłuż niej.

Nie tylko miejsce, ale i wydarzenia powodują, że z ostatnimi 4 miesiącami wiążą się tak piękne wspomnienia. W pamięci pozostają te najciekawsze. Tuż przed wyjazdem zorganizowaliśmy imprezę pożegnalną w pełnym składzie i nie byłaby to impreza w naszym stylu, gdyby nie było „atrakcji”. Były. Pomijając przemówienie Saschy i przyznawanie nagród, postanowiliśmy wyczyścić fontannę (właściwie na długo wcześniej). Po Zavoodzie udaliśmy się na rynek i tu, z Karą, wlaliśmy całą butelkę płynu do mycia naczyń. Zgodnie z planem – była wspaniała pogoda, była piana, było „pływanie” w fontannie, było przytulanie „Calujących się studentów” i była… policja i aresztowanie. A już chwilę po interwencji mnóstwo piany i dobrej zabawy. Ach, niezapomniane chwile. Poza tym przekraczanie mostu, łącznie z piknikami na jego szczycie. Długie godziny spędzone na rozmowach na Raekoja Plats. „Projekty artystyczne”, w których uczestniczyli Estończycy nieświadomi dowcipu. Był też NATO Model, gdzie wśród poważnych osób mieliśmy wiele zabawy (z Saschą). Był dosyć oryginalny dart. Dowcipy, które robiliśmy naszym sąsiadom. Najdziwniejsze imprezy – łącznie z bożonarodzeniową w maju. Wiele, wiele innych.

I po tym wszystkim nastąpił ten moment, kiedy trzeba było się spakować i pożegnać…

Ludzie

“Through the days, feasts, talks, laughs, coffee, classes, trips, pictures, kisses, and parties, we have undertaken a journey together this semester. I have Italian, Polish, Georgian, Lithuanian, Georgian, Russian, Ukrainian, English, and Estonian colors stained on me now, and I don’t really want to wash it all off.” – Sascha

Muszę podziękować wszystkim tym, którzy sprawili, że na wiele, wiele lat pozostanie mi tak wiele pięknych wspomnień. Muszę przynajmniej wymienić ich imiona i napisać kilka słów.

Zacznę od tych, z którymi spędziłem najwięcej czasu – „rano, wieczór, we dnie, w nocy”, z nimi mieszkałem, spędziłem długie godziny na rozmowach o hmm… interesujących zagadnieniach z dziedziny nauk społecznych;), z nimi delektowałem się kawą na Raekoja Plats, z nimi podróżowałem – Sergio (Włochy) i Sascha (USA). Na Sergia zawsze można było liczyć w sprawie rozmowy o „hmm…” i kawy na rynku. Sascha uczył nas angielskiego, często tego alternatywnego.;) No i Rafał (Polska) – bezkonfliktowy współlokator, który często uciekał z naszej „klatki” na długie rozmowy z dziewczynami. Kara (USA) i Kasia (Polska) były nadliczbowymi mieszkańcami naszego boksu. Kara potrafiła spaść, jak grom z jasnego nieba – nie ważne, czy była to godzina 6 po południu, czy nad ranem – i wyciągając z uśmiechem wino ze swojej torebki, powiedzieć „zobaczcie co mam”. Kasia natomiast zajmowała się sprowadzaniem nas na ziemię… jak już coś zrobiliśmy. To w skrócie o naszej „klatce” tudzież „rodzinie”.

Dalszą rodziną byli Mattias (Szwecja), Sally (Gruzja), i oczywiście Kristin (Estonia). Mattias, podobnie jak ja, spędził cały rok w Tartu, zawsze i do wszystkich pozytywnie nastawiony. Śpiewał dla mnie „Dancing Queen”, czy „Hiszpańskie dziewczyny” (obie wersje – polska i angielska). Mam nadzieję, że wkrótce zobaczę go w Estonii, Mattias będzie tańczył na Tantsupidu. Sally –na początku żartowaliśmy, że będę jej mężem w przyszłości, miała ze mną różne doświadczenia, ale to z nią jadę za 2 tygodnie do Estonii. I Kristin, ach, wspaniała dziewczyna, otrzymała ode mnie pseudonim „The Happiest Estonian” i to prawda. Szkoda, że poznałem ją tak późno. Czasem się mówi, że czyjś uśmiech może rozpromienić życie, jej uśmiech jest jak magia, która powoduje, że z nią śmieje się świat.

Spośród „polskiej mniejszości” nadreprezentowany był Wrocław, a spośród wszystkich wrocławiaków muszę wspomnieć o dwóch wspaniałych osobowościach. Magda – spokojne, czarujące zachowanie i spojrzenie na świat, Asia – zawsze szczęśliwa, troszkę inne, oryginalne spojrzenie na świat (łącznie z rozmowami o latach 90-tych i podstawówce;). A i przypomnieć muszę, że z Gosią pewnego dnia wybiorę się na randkę do McDonald’sa – nie wiem tylko, czy w Olsztynie, czy w Warszawie.

Muszę jeszcze wspomnieć o koncertach George’a (Gruzja), który zwykł się przedstawiać „George from Georgia” i gotować w środku nocy. O koncertach, w których obok Mattiasa i Georga występowali Javi (Hiszpania) i Shalva (Gruzja). O naszych sąsiadkach – Rosjankach – dwóch Katiach i Geni, które suszyły nam głowy za dowcipy, ale już w końcu semestru tęskniły za nimi. O projektach artystycznych Jack’a (UK), jeden nawet przy współudziale Beatrice (Francja) udało nam się zrobić wspólnie. O zdjęciach Lindy (Łotwa), które udokumentowała wiele zabawnych chwil. O Ece (Gruzja), która budziła westchnienia wielu osób.

Peppe (Włochy), Jurga (Polska), Ani (Gruzja; Dzięki niej wiem, że po gruzińsku „barari” to żaba), Sandy (Niemcy), Darja (Rosja), Lukas (Litwa), Ola (Polska), Ania (Polska), David (USA), Davide (Włochy), Maarja (Estonia), Liina (Estonia), Sander (Estonia), Magda (Polska), Iris (Francja), Ali (Turcja), Etienne (Francja; Jego przyjacielskie pocałunki w klubach;), Ginevra (Włochy), Klodian (Albania; Guzuar!), Kseniya (Ukraina), Lola (Hiszpania), Mariam (Gruzja), Mathias (Niemcy), Niels (Holandia), Petr (Czechy), Stefano (Włochy; Niezwykle pozytywne nastawienie do życia), Tanya (Ukraina), Tuuli (Finalndia), Paul (Chiny), Simon (Belgia)… I wiele, wiele innych osób!

Dziękuję!

To tyle. Zapewne będę jeszcze wielokrotnie wracał myślami do mojego wspaniałego pobytu w Estonii. Zapewne będzie jeszcze wiele okazji, żeby przypomnieć sobie o tych wszystkich pięknych chwilach. Mam nadzieję, że przyjaźnie i znajomości, które zawarłem przez ostatni rok nie pójdą w zapomnienie i że z tymi ludźmi spędzę jeszcze wiele wspaniałych momentów, że zobaczę jeszcze wiele pięknych miejsc. Może uda się jeszcze wrócić z nimi do Tartu…

Już niedługo będzie pierwsza okazja, żeby przypomnieć sobie pierwszy semestr – wkrótce odwiedzi nas Richard (Niemcy) i wraz z Robertem będziemy wspólnie świętować Piotrka tytuł magistra (tutaj warto go zacytować: „tak studenciaki”). Kilka dni później wybieram się do Berlina, gdzie zobaczę się z Sandy (Niemcy), a z Sally polecę do Estonii.

Zmiany

W czerwcu spotkało mnie kilka niespodzianek, a właściwie dwie ogromne. Pierwszą z nich była wygrana w konkursie! Żeby było zabawniej – był to konkurs organizowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Estonii (przeprowadzany jest 2 razy w roku, informacje o nim możecie znaleźć na stronach eesti.pl), a nagrodą jest… wycieczka do Estonii!;) Jak to się stało? Kiedyś, kilka miesięcy temu odpowiedziałem na 12 pytań dotyczących Estonii. Podobnie zrobiło prawie 6 tysięcy innych osób. 4,5 tysiąca odpowiedziało prawidłowo na wszystkie pytania i spośród nich, Minister SZ Estonii – Urmas Paet – wyciągnął karteczkę z moim nazwiskiem. Kilka dni wcześniej rozmawiałem z Saschą o tym, że dawno niczego nie wygraliśmy… Wydaje mi się też, że albo ja nie mogę rozstać się z Estonią, albo Estonia ze mną. W Estonii spędzę prawie tydzień – odwiedzę Tallinn i Pärnu. W stolicy zobaczę Laulupidu i Tantsupidu, na które tak bardzo chciałem przyjechać, ale w związku z coraz gorszym stanem mojego konta zrezygnowałem już jakiś czas temu. Ach, marzenia się spełniają, trzeba tylko bardzo chcieć!:)

Kolejną czerwcową niespodzianką była informacja z mojego uniwersytetu, że dostałem się na wymianę i spędzę letni semestr w Chicago, USA (od początku stycznia, najprawdopodobniej do końca czerwca 2010). Wspaniała perspektywa. Jak w przypadku większości studentów, którzy poczuli smak wymiany, tak i w moim – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Próbowałem znaleźć firmę za granicą, w której mógłbym odbyć praktyki – nie przyłożyłem się i nie znalazłem. Potem wysłałem dokumenty w związku z rekrutacją na wymianę do Chicago. Udało się. Teraz ponownie myślę o praktykach po powrocie z USA. Mam jeszcze kilka innych pomysłów, ale o nich napiszę w miarę ich realizacji. Wracając do wymiany z Chicago, jeszcze nie do końca wierzę, że wyjazd do USA będzie równie piękny jak ostatnie 4 miesiące. Dlaczego? Bo to nie takie proste spotkać ludzi, z którymi mógłbym doskonale dogadywać się. Ale mam nadzieję, że to będzie piękne rozczarowanie, wspaniała powtórka z historii. Poza tym będę miał okazję spotkać się z kilkoma osobami, członkami naszej tartuskiej „rodziny”.