Ciąg dalszy nastąpił…

Tę notatkę mógłbym spokojnie nazwać drugą częścią wpisu, który zamieściłem po powrocie z Erasmusa. Jest oczywiście kilka różnic, które powodują, że czuję się nieco inaczej. Zacznę więc może od początku. Ponad miesiąc temu otrzymałem wspaniałą wiadomość, z estońskiego MSZ, o wygranej w internetowym konkursie o Estonii. Nagrodą była wycieczka do Estonii (tak, wiem – po rocznym pobycie jest to swojego rodzaju dowcip).

Towarzyszyła mi Sally. W ramach nagrody zagwarantowane były bilety lotnicze (spotkaliśmy się w Berlinie, więc była także okazja, aby zwiedzić miasto oraz poznać jej wspaniałych przyjaciół – Tako i Gio), hotele etc., a przede wszystkim bilety na Laulu- i Tantsupidu. Festiwal to coś wspaniałego. Przez kilka pierwszych dni lipca Tallinn był tak pięknie kolorowy w folkowym stylu. Nigdy też nie widziałem tak wielu szczęśliwych Estończyków – widać było, że Festiwal to dla nich wielkie święto. Oprócz Festiwalu i zwiedzania Tallina spędziliśmy dwa dni w Pärnu. Co prawda pogoda nie była najlepsza, ale udało nam się znaleźć kilka słonecznych chwil, aby przejść się po mieście i popływać w Bałtyku (woda miała 14, a powietrze zapewne nieco mniej stopni C).

To co wpłynęło w największym stopniu na mój aktualny nastrój to ludzie. Zobaczyłem się z Kristin, od której otrzymałem prezent w postaci CD z estońską muzyką. Spotkaliśmy się także z Kristiną i Mattiasem. Mattias tańczył na Tantsupidu. Myślę, że jest on jednym z najweselszych tancerzy . Ponadto mniej lub bardziej przypadkowo spotkaliśmy Radka, Daigo, Enzo, Mariann i kilka innych osób. Ponadto przypadkowo spotkani Estończycy – ich pomoc, czasem jest tak sympatyczna, że można doznać szoku (gdyby czytał ten wpis pewien starszy już motorniczy z tallińskiego tramwaju pojawiłyby się tu słowa podziękowania).

Teraz, kiedy jestem z powrotem w Polsce, czas na drugi krok, czas zejść na ziemię. Wiem, że zajmie mi to trochę czasu, ale nie chcę też zapomnieć wszystkiego z dnia na dzień. Trochę może nawet bronię się przed tym. Powiedziałem kiedyś, że Estonia sprawiła, że nie chodziłem po ziemi, a pół metra nad nią, a wokół mnie śpiewały ptaki. Mam nadzieję, że przynajmniej jedną nogą będę nadal nad ziemią, a jednym uchem będę słyszał śpiew ptaków.