Wiosna zawitała na Słowacji (szczególnie w Bratysławie) dosyć wcześnie, bo już pod koniec lutego. Oczywiście ostatni miesiąc upłynął na zmaganiach zimowo-wiosenno-letnich, ale to nic. Przyszedł czas na podróże. Gdyby nie permanentna pogoń za deadlinami już miesiąc temu zdałbym relację z jednodniowej wyprawy do Komarna. No cóż, relacja dopiero dziś.
Komárno jest o tyle ciekawą miejscowością, że łatwiej tam się dogadać po węgiersku niż po słowacku (o tym za chwilę), ale i jest atrakcyjne architektonicznie. W mieście mieszka ok. 37 tys. mieszkańców, z czego 64% to mniejszość (choć tu to większość) węgierska. Komárno położone jest przy granicy z Węgrami, a ta przebiega środkiem Dunaju. Na południowym brzegu rzeki znajduje się węgierskie Komárom. Co ciekawe oba miasta były jednym organizmem miejskim do 1920 roku oraz w latach 1938-1945.
To co warto zobaczyć w Komarnie to niewielka starówka, której największymi skarbami są ratusz oraz katedra. Inną atrakcją jest zamek z XVI w., który wraz z kolejnymi przebudowami stał się twierdzą. Miasto zostało tutaj założone w połowie XIII w., ale ślady osadnictwa są tutaj dużo starsze – m.in. celtyckie.
Komárno i Komárom łączy most, ale wydaje się, że oba brzegi Dunaju leżą w tym samym kraju, bo dominuje tutaj węgierski. Oczywiście znaki, ogłoszenia, billboardy są w obu językach – słowackim i węgierskim, ale spróbujcie tylko spytać łamaną słowacczyzną o drogę. Odpowiedź? Szereg zupełnie niezrozumiałych słów oraz „igen”. Odwiedzając część słowacką, odwiedziłem również i węgierską – wpadłem tam tylko na 5 minut. Była to chyba najkrótsza wizyta za granicą, jaką kiedykolwiek odbyłem… no, chyba, że wizyta w austriackim Kitsee trwała krócej niż 5 minut… Uroki mieszkania przy granicy.
Wracając do Bratysławy jechaliśmy ostatnim, brudnym regionalnym pociągiem. Obecnie na tej trasie jeżdżą czyste, prywatne pociągi. Wtedy tego nie wiedzieliśmy stąd nasze zdezorientowanie i zaskoczenie nietrzeźwością konduktora, który sprawdzając bilety głosił, że jest Agentem 007 i ma licencje na podpisy i pieczątki. Na pytanie o piwo obiecał, że w nowych pociągach będzie wszystko i to za darmo – Internet, piwo, usługi seksualne… Słowacja… Co-po-niektórzy pasażerowie również dobrze bawili się w tym pociągu, inni robili pamiątkowe zdjęcia. Nowoczesność zawitała na Słowację.
I na koniec granica.
PS. Niedługo kolejne notatki i pewnie też trochę bardziej oryginalnych, ciekawych materiałów. Obiecuję regularne dokumentacje i zapraszam do regularnych odwiedzin!