Wschodnia Słowacja

Wschodnia część kraju to dla Słowaków miejsce niezwykłe, miejsce, gdzie ścierają się sentyment z lekką pogardą. Z jednej strony Słowacy rzewnie opowiadają o tej krainie niezwykłej, wspominają niezwykłe historie i piękne pieśni. Z drugiej strony ta część kraju jest jednym z większych źródeł żartów i historii o ludzkiej głupocie. A jak wygląda rzeczywistość?

W sobotę odwiedziłem trzy miejscowości – Bardejów (Bardejov), Preszów (Prešov) oraz Koszyce (Košice). Ten pierwszy to niewielka miejscowość, której piękno zostało na tyle doceniona, że trafiła na listę dziedzictwa UNESCO. Bardziejów jest niewielki, a jego główną atrakcją jest historyczne centrum, gdzie ogromny rynek otoczony jest kolorowymi kamienicami. Na placu znajduje się jeszcze bazylika św. Idziego i Ratusz.

Cała starówka otoczona była niegdyś murami, basztami i bramami, po których do dziś zostały pojedyncze fragmenty i egzemplarze. Niestety w ten weekend odbywał się jarmark, ale jak to zwykle w takich przypadkach bywa – zamiast rękodzieła i tradycji, była tandeta i szmelc.

Rynek, Ratusz i katedra w Bardiowie

 

Preszów z kolej to miejscowość dużo większa, gdzie historię łatwo zauważyć na ulicy – nieodnowione budynki i architektura pamiętająca poprzednią epokę, ale i historyczna część miasta. Preszowska starówka jest niewielka i przypomina tę ze Spiszskiej Nowej Wsi (a także Koszyc). Jest to jedna ulica, która w pewnym momencie rozszerza się by zrobić miejsce ogromnej katedrze św. Mikołaja oraz monumentom i zieleni. Z obu stron postawiono po dwa-trzy szeregi kolorowych kamienic.

 

Zabytkowe kamienice i katedra św. Mikołaja w Preszowie

 

Koszyce są drugim największym miastem Słowacji, są sercem wschodniej części kraju. Niektórzy twierdzą, że miasto jest dużo ładniejsze od Bratysławy. Rzeczywiście wiele kamienic zaskakuje swoją formą, chyba każdy Słowak rozpozna koszycką katedrę św. Elżbiety czy pałac Piotra Jakaba witający podróżnych wchodzących do miasta. Warto na miasto spojrzeć z trochę innej perspektywy. Jeśli ktoś chciałby potrenować tutaj swój słowacki, to niestety, może być trochę ciężko, bo pewnie połowa osób spacerujących ulicami (wliczając turystów) posługuje się węgierskim. W okresie międzywojennym miasto było węgierskiej, a bliskość granicy (ok. 20 km) powoduje, że tłumnie odwiedzają sentymentalni Węgrzy. Na ulicach słychać również romski (zapewne też inne podobne mu języki), czy ukraiński.

 

Koszycka starówka i katedra św. Elżbiety w oddali

 

Gdyby cały region ująć jako całość to można go w kilku słowach określić jako typowe pogranicze. Ta część kraju jakby wbijała się pomiędzy granice Polski, Ukrainy i Węgier, i tę bliskość łatwo zauważyć. Na ulicach można usłyszeć zagraniczne języki – zwłaszcza w Koszycach węgierski. Czasem trudno też zrozumieć lokalnych mieszkańców, bo mówią z akcentem lub wręcz gwarą odmienną od słowackiego słyszanego na bratysławskiej ulicy. Wszystkiemu kolorytu dodaje mniejszość romska, która gra i śpiewa oraz mówi i kłóci się we własnym języku. Życie płynie tu wolniej, jakby tonąc w sierpniowym upale. Ta odmienność od Bratysławy nie powinna dziwić – podróż z jednego na drugi koniec Słowacji zajmuje co najmniej 6 godzin (choć można dostać się tutaj również samolotem w ok. godzinę).