Są dwie Sycylie. Jedna to kraina o legendarnym pięknie – słoneczna, malownicza, rozpostarta nad lazurowym morzem, muza włoskiej kinematografii i literatury. Drugą trudno sobie wyobrazić inaczej niż gęsty sos, w którym podgrzewane 40-stopniowymi upałami kipią surowość klimatu i krajobrazu, równie trudna mentalność, silny wpływ kościoła i więzów rodzinnych, a to przyprawione bezradnością.
Przez wiele wieków Sycylia leżała w centrum świata. Wyspie przyniosło to tyle samo dobrego, co złego. Każdy się nią zachwycał i każdy chciał ją mieć dla siebie. Sycylijczycy to Włosi, w których żyłach płynie mieszanka krwi przedantycznych plemion, starożytnych ludów – Fenicjan, Greków i Rzymian, Arabów, francusko-skandynawska Normanów, Hiszpanów…[1] Wg genetyków, Włoch z północy bardziej różni się od Włocha z południa niż Hiszpan od Greka. Włosi czasem wręcz żartują, że nie ma Włoch – jest Afryka na południu i Austria na północy. No, może tylko Rzym zasługuje na miano Włoch (chociaż Giovanni z dumnego Neapolu mówi, że to miasto sztuczne i bez charakteru).
Jeśli ktoś chciałby połechtać ego miejscowych powinien wspomnieć o trzech rzeczach – pięknym krajobrazie, przepysznym jedzeniu i na koniec powinien nazwać Sycylię kolebką cywilizacji europejskiej. Pod wieloma względami Magna Grecia była bardziej grecka i bardziej rozwinięta niż matecznik. To tutaj tworzyło wielu wielkich starożytności, m.in. Archimedes, Pitagoras, Pindar.
Dziś wyspa leży na uboczu. Wabi turystów, ale w świat wysyła swoją młodzież. Zachwyca pięknem architektury, ale nie jest w stanie uchronić go przed destrukcyjnym wpływem czasu. Mogłaby wyżywić całe Włochy, ale ledwo zipie już tutaj konkurując z importem z Maroka i Rumunii. Szczyci się historią, ale nie jest już w stanie tworzyć historii. Pindor o Akragas (Agrigento) pisał, że jego mieszkańcy „budowali na wieczność, ale żyli tak, jakby nie było żadnego jutra”, co w stosunku do tutejszego społeczeństwa zachowuje aktualność do dziś (chociaż właściwie to tutaj już się niewiele i licho buduje…).
Na Sycylii bez zmian
Trinacria, czyli z greckiego Wyspa o Trzech Rogach, to właściwie stan umysłu, a nawet więcej, to stan, który tylko najtęższe głowy mogą pojąć. Jedną z lektur obowiązkowych i kluczem do zrozumienia wyspy jest powieść „Lampart” autorstwa Giuseppe Tomasiego di Lampedusy.
Swoje jedyne dzieło di Lampedusa napisał w latach 50. XX w., a jego akcję (w większej części) umieścił na osi czasu o prawie wiek wcześniej. Choć to już ponad 60 lat jak książka ujrzała światło dzienne, a nadal nic nie straciła na aktualności. Dlaczego? Przynajmniej kilka razy powtarza się myśl, która mówi, że trzeba zmieniać, by wszystko pozostało po staremu. I tak tutaj jest.
Ta stagnacja jest właściwie dominującym elementem definicji wyspy i tutejszego społeczeństwa. W książce niezwykle dobitnie ilustruje to kilka świetnych myśli: „Na Sycylii nie ma znaczenia, czy robi się źle, czy dobrze: grzech, którego my, Sycylijczycy, nie wybaczymy nigdy, to po prostu to, że się w ogóle coś robi.”, czy „(…) nowości pociągają nas [Sycylijczyków] dopiero wtedy, gdy obumierają.”[2]
W tak definiowaną kulturę doskonale wpisuje się tradycja siesty, czy właściwie obiado-siesty. 12.30 to czas kiedy z biura zbiera się manatki lub zasuwa metalowe zasłony sklepu, zgarnia dzieci ze szkoły i kieruje się do domu. Na ulicach zapada kompletna cisza, a w domach wcina się makarony, warzywa i owoce (koniecznie lokalne!), co w następstwie wprawia w tak wielką niemoc, że trudno Sycylijczyka dobudzić do 16.00. Pół godziny później podnosi się żaluzje. A co na to di Lampedusa? „Sen (…) jest tym, czego chcą Sycylijczycy, i będą zawsze nienawidzić ludzi, którzy zechcą ich zbudzić, choćby nawet po to, by im wręczyć najpiękniejsze dary.” I ma chyba rację, bo jedzenie i sen w rodzinnym gronie ma tu wartość większą niż wspomniane dary.
Z drugiej strony trudno im się dziwić, jeśli doliczyć się można dziewięciu miesięcy lata, w tym sześciu z upałami oscylującymi wokół 40. kreski termometru i powietrzem gęstym jak oliwa. „To kraina (…), gdzie klimat podnosi nam temperaturę do czterdziestu stopni na przeciąg sześciu miesięcy (…); to nasze lato jest długie i smutne jak rosyjska zima i o wiele trudniejsze do zniesienia (…), można powiedzieć, że spadają na nas śnieżyce ognia jak na biblijne wyklęte miasta.”
Do surowości klimatu należy dodać nieuniknione katastrofy naturalne, których symbolem może być piękna, majestatyczna (wg przewodnika National Geographic „ponura”) Etna, którą dostrzec można właściwie z każdego (odsłoniętego w jej kierunku) miejsca na wyspie. Wulkan niemal stale dymi, a ponad 20 razy w roku wyrzuca lawę. Sycylia i południowe Włochy obciążone są największym zagrożeniem trzęsienia ziemi w całej Europie. Ponoć już tylko kwestią czasu jest kataklizm, po którym pozostanie tylko posprzątać gruz.
Mafia i biurokracja
Sławy Sycylii dodaje na poły mityczna, na poły prawdziwa mafia (dokładniej Cosa Nostra lub Stidda). Mityczna, bo jej nie widać, bo te całowanie pierścieni to raczej efekt popularności dzieł wyświetlanych na srebrnym ekranie i masowej wyobraźni. Z drugiej jednak strony wszyscy tu zdają sobie sprawę, że wybory wygrywają protegowani, przetargi rozstrzygane są pod dyktando i z korzyścią dla firm należących do „właściwych osób”, a biznes musi mieć swojego opiekuna. Jadąc na stopa z Pozzallo do Modiki (bo oczywiście autobusy kursowały jak chciały…) kierowca zatrzymanego samochodu spytał „Comiso? Przyuczasz się tam jako picciotto[3]?”, a znajomy z Comiso w czasie rozmowy w większym gronie wyszeptał „Vittoria to miasto rządzone przez mafię”. Niby nic, ale na głos powiedzieć tego nie można.
Ręka w rękę z wpływami mafii idzie biurokracja i nepotyzm. Stanowiska i zlecenia rozdawane są rodzinie i wszystkim tym, którzy wspomogli w czasie wyborów. Ociężała biurokracja obciąża wszelką inicjatywę i pożera resztki energii społeczeństwa. Wg Lucii pracującej w lokalnym magistracie, zanim sporządzi się listę oferentów w danym konkursie należy spełnić 262 wymogi formalne, co zajmuje 2 lata. Kolejne dwa lub więcej może zająć rozstrzygnięcie konkursu lub przetargu. To blokuje inwestycje. Spójrzmy chociażby na transport. Na większości map odległości niewielkie – a tutaj rosną, bo z jednej strony drogi przyklejone są do malowniczych wzgórz dłużą są jak serpentyny, ale z drugiej są dziurawe jak sito i niebezpieczne. Powolne pociągi skutecznie odstraszają pasażerów, a komunikacja publiczna kursuje wg sobie tylko znanego rozkładu przez co mało kto wybiera transport publiczny.
Te zjawiska rodzą patologie. Niemoc przeradza się w bezczynność, a ta w bezrobocie. Względne zapóźnienie i bieda to nie tylko przestępczość, ale również brak szacunku dla otoczenia, dla bogactw, które pozostawiła na tej ziemi historia. Patrząc na rozsypujące się perły barokowej architektury (bo w 1693 r. wiele z najstarszych, nawet antycznych zabytków w ruinę obróciło trzęsienie ziemi, po czym na ich gruzach wzniesiono właściwie nowe miasta) nie zaskakują określenia typu „popada w ruinę”, „nudne”, „zniszczone”, którymi opisuje je wspomniany wcześniej przewodnik. Niestety sycylijska (szerzej: południowowłoska) rzeczywistość to zniszczone drogi i chodniki, sypiące się kilkusetletnie kamienice, wszystko pomazane sprayem lub pokryte grubą warstwą mieszkanki kurzu, spalin i wilgoci…
Raj dla bogatych
Wszystko to powoduje, że Południowe Włochy to miejsce doskonałe dla ludzi zasobnych, którzy są w stanie żyć „pomimo”, kupić spokój i metaforyczną zasłonę oddzielającą od tego wszystkiego czego widzieć nie chcą, a jej niedoskonałości odbierać jako jedną z atrakcji turystycznych. Włosi doskonale zdają sobie z tego sprawę. Sergio, kolega z Reggio di Calabria, mówi, że „jest pięknie i błogo jeśli tylko ma się dużo pieniędzy (by nie zamartwiać się problemami i trudnościami). Jeśli chcesz zrobić tu coś na poważnie, zapomnij. No, chyba, że restaurację chcesz otworzyć. To jedyny wyjątek.” I tak musi być, bo z tej beznadziei najpierw w XIX w. z wyspy uciekło 1,5 mln mieszkańców eksportując do Stanów Zjednoczonych m.in. mafię. Statystyki mówią, że za wielką wodą mieszka więcej Sycylijczyków niż na samej Sycylii. W XX w. kolejny milion za pracą podążył do fabryk północnej części kraju i do państw Europy Zachodniej.
Teraz (w lutym) temperatury na Sycylii wahają się ok. 20 st., jest słonecznie, wyspa jest zielona i oddycha łagodnym nadmorskim powietrzem, na drzewach wiszą dojrzałe pomarańcze, mandarynki i cytryny. Z domów niezmiennie dobiega zapach lokalnych przysmaków i symfonia widelców i łyżek. Życie toczy się bez zmian.
Giuseppe Tomasi di Lampedusa (pochodził ze starej arystokratycznej rodziny sycylijskiej stąd „di Lampedusa”) – „Lampart”, cytaty z przekładu Zofii Ernstowej, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970.
[1] Niektórzy twierdzą, że również i obecna przynależność do Włoch to nic innego jak kolejna okupacja, a przeniesienie stolicy z Neapolu do Rzymu jest jednym z dowodów takiego stanowiska.
[2] To prawdopodobnie spuścizna panowania aragońskiego (od pocz. XIV w. do poł. XIX w.), kiedy władcy blokowali i cenzurowali napływ informacji ze zmieniającej się Europy.
[3] Niższy rangą żołnierz mafii.