Andrzej Duda wybierając Tallinn na cel swojej pierwszej oficjalnej wizyty jako głowa państwa polskiego dał sygnał, że jako kraj mamy ambicje przewodzenia regionowi i dołączenia do europejskich liderów. Szkoda, że po wizycie w Berlinie możemy zweryfikować ten sygnał negatywnie.
Przez prawie dwa lata mieszkałem w połowie drogi między Rondem Daszyńskiego a Placem Zawiszy. Nadal brzydka, tzw. bliska Wola. Przy Placu Zawiszy kolorowy hotel, baraki, szmaty wielkopowierzchniowe. Dalej na północ słynna Karczma, Statoil, centrum meblowe, szare budynki RWE i na mecie metro otoczone połyskującymi biurowcami. Wszystko obecny lub przyszły plac budowy.
Nowa premier Ewa Kopacz składając dziś przysięgę wypowiedziała słowa „dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem” (art. 151 Konstytucji RP). Konstruując swój rząd Kopacz kierowała się jednak nie dobrem Ojczyzny i obywateli, a interesem partyjnym.
Od jakiegoś czasu sporo czytam (pomijając codzienny szum informacyjny), ale w tym czytelnictwie poruszam się jak po sinusoidzie – raz coś z wyższej półki, raz z niższej. Są tytuły, które wieszczą rychły koniec i odbarwiają świat (nie polecam zaczytywać się w takich, ale jak już trzeba to należy dozować je sobie w tramwajach i kolejkach!), są też takie, które jak dobry przyjaciel mówią „to już było, życie toczy się dalej, głowa do góry!”. Te ostatnie należą do moich ulubionych, bo nie mówią jak żyć odezwami, sloganami, manifestami, ale dają przykład z tego życia wzięty, czasem prozaiczny, a więc życiu najbliższy.
Okrągłemu stołowi zaraz stuknie ćwiartka. Już dobiegają echa apeli, inscenizacji i tupotu pantofli defilujących polityków.
Dominika Blachnicka-Ciacek w Kulturze Liberalnej zaproponowała trzy nowe rocznicowe stoły, w Res Publice Nowej Marta Poślad zasugerowała, żeby raczej stoły złożyć i zrobić miejsce analizie tego co udało nam się osiągnąć w ostatnim ćwierćwieczu.
Wreszcie przyszła wiosna i poodkrywała skarby. A jest ich dużo, wiadomo – bogacimy się na potęgę. Z tej też okazji i dla odmiany, napiszę o śmieciach i o ekologii, ale nie wielkiej i wizjonerskiej, tylko takiej zwykłej, „codziennej”.
Ostatni weekend spędziłem na ziemiach polskich. Weekend dosyć oryginalny, bo na łódce (po raz pierwszy w życiu plątałem supełki), na sztucznym jeziorze między górami (Jezioro Czorsztyńskie).
And the days of summer and winter endless games came. Golden leaves are falling from every day more and more lonely trees, playing with wind, smiling to sun. In the mornings smell of winter cold days is bantering with warm blows of summer.
Colorful carpets are whispering under my feet and my soul is singing their songs. So I made peace with the falling leaves. Goodbye summer!
z podkarpacia
do monachium
jedzie jadzia pełna strachu
zbiera rzeczy
toczy boje
by mieszkanie mieć już swoje
ale hola! chwila jeszcze
przecież to dopiero wrzesień
a we wrześniu
o cię proszę!
jagna rośnie już 22 wiosnę
wódki dużo
kwiatów pełno
to imprezy będzie sedno!
“Some people have the desire to collect more or less expensive items according to what one can afford – I also possess a collection albeit very modest as is usual in the beginning.” Bolesław Prus, The Waistcoat